Nieźle się zapowiadało

Z Tadeuszem Deptułą, zastępcą dyrektora ds. handlu i marketingu Wydawnictwa ARKADY rozmawia Piotr Dobrołęcki

Po 9 latach od śmierci Jana Suzina ukazały się wydane przez ARKADY jego wspomnienia.

Nikt nie wiedział, że Jan Suzin pisze do szuflady. Zapiski znalazła kilka lat po śmierci autora jego żona Alicja Pawlicka. Zaufała ARKADOM, m.in. dlatego, że wiele lat temu ukazała się w nich książka jej teścia, Leona Marka Suzina. Przygotowanie tej publikacji zajęło nam sporo czasu. Staraliśmy się wzbogacić otrzymamy tekst tak, by nie była to tylko książka wspomnieniowa nadająca się do kolekcji rodzinnych pamiątek, lecz by w ciekawy sposób opowiadała o skromnych początkach potężnej firmy, jaką dziś jest Telewizja Polska. Pracowało nad nią kilka osób i jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego. Chciałbym tu podziękować pani Oldze Lipińskiej za bardzo piękny wstęp oraz Halszce Wasilewskiej za podsumowujący „list” do Jana Suzina, a także Telewizji Polskiej za udostępnienie zdjęć ze swego archiwum. Całość pięknie graficznie opracował Maciej Januszewski.

I tak powstała książka…

o ludziach, którzy tworzyli nowe, wówczas nikomu jeszcze nie znane medium. Garstka wizjonerów robiła coś nadzwyczajnego, wręcz niemożliwego w tamtej powojennej, siermiężnej Polsce. Pamiętajmy, że gdy zaczęto nadawać pierwsze programy w kraju (czytaj w Warszawie) było co najwyżej kilkaset telewizorów. Nowe odbiorniki były drogie i ludzie podchodzili do nich nieufnie. Program nadawano krótko, tylko 2-3 godziny w ciągu doby.

Jednak telewizja szybko stała się naszym oknem na świat.

Tak. Tworzyli ją niezapomniani i niezastąpieni ludzie, którzy zasługują na naszą wdzięczność i pamięć. Olga Lipińska, Irena Dziedzic, Edyta Wojtczak, Krystyna Loska, Bożena Walter, Bogumiła Wander – cała paleta wyjątkowych pań, które odcisnęły piętno na telewizji tamtej epoki. Podobnie jest z panami i parami. Program „Pieprz i wanilia” Elżbiety Dzikowskiej i Tony Halika był dla nas pionierskim biurem podróży po świecie, z kolei Hanna i Antoni Gucwińscy zabierali nas na pierwsze safari - z bliska podglądaliśmy świat zwierząt z fachowym komentarzem podanym zrozumiałym językiem. Cotygodniowy Teatr Telewizji oglądaliśmy dzięki Adamowi Hanuszkiewiczowi. Rysunku uczył nas wtedy Szymon Kobyliński i prof. Wiktor Zin. O muzyce opowiadał Jerzy Waldorff, o teatrze - prof. Aleksander Bardini, grał duet fortepianowy Marek i Wacek, zaś w tajniki nauki wprowadzali autorzy SONDY Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek. Lista ciekawych i wartościowych audycji oraz ich twórców jest bardzo długa.

Były także ciemne strony czasów PRL.

Oczywiście. Telewizja zawsze była narzędziem w rękach władzy. Polityka i propaganda wciskały się w każdą szczelinę informacji czy publicystyki i wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Jednak po złożeniu ofiary na ołtarzu partyjnej nowomowy twórcy sprytnymi manewrami ogrywali cenzurę pokazując wartościowe audycje edukacyjne, kulturoznawcze, sztuki teatralne, koncerty, filmy dokumentalne, reportaże. Niestety, dziś prawomyślne przesłania ideologiczne wyskakują bez ostrzeżenia, a ich autorzy nawet nie starają się tego kamuflować. Nawet dokumenty bywają nasączone polityką. I dotyczy to wszystkich stacji, choć w różnym stopniu. Pod tym względem żyjemy w okropnych czasach.

Jednak Jan Suzin nie kojarzył się ludziom z partyjną propagandą choć był twarzą telewizji…

Bo też nigdy nie opowiadał się po żadnej ze stron. Rolą ówczesnych spikerów było zapowiedzenie programu przygotowanego przez inne, pracujące w telewizji osoby. Pan Jan był postacią niezwykłą, lubianą nie tylko przez telewidzów, ale także przez kolegów w pracy, choć nie był to typ „brata-łaty”. Sam wielokrotnie miałem okazję obserwować go w gmachu na Woronicza. Darzył wszystkich wielkim szacunkiem i otrzymywał go w zamian. Od spikerów, dziennikarzy, artystów, ale też przez pracowników drugiego planu: kamerzystów, oświetleniowców, dźwiękowców, reżyserów. No i od widzów.

Za co go kochali ?

Odpowiem słowami Halszki Wasielewskiej: Za to, co było w nim z przedwojennej Warszawy: wielką kulturę i elegancję podane na ciepło. Miał jakiś klucz do ludzkich serc. Z góry było wiadomo, że to szczery i uczciwy człowiek. Wszyscy mówili o nim „Nasz Janek”. Taką wielką sympatią cieszyła się jeszcze Edyta Wojtczak, o której mówiono „Nasza Edytka”. Obydwoje zresztą wygrali plebiscyt na ulubionych spikerów ogłoszony na 40-lecie telewizji.

Skąd to miał?

Wyniósł to z domu. Pochodził ze znanej przedwojennej rodziny o wielkich tradycjach patriotycznych postaw, troski o ojczyznę, o rodaków. Ojciec Jana, Leon Marek Suzin (jego imię nosi ulica na warszawskim Żoliborzu), był znanym architektem i pracował w Biurze Odbudowy Stolicy. To m.in. dzięki jego wysiłkom nie ziścił się plan Hitlera, że „z Warszawy nie ostanie się kamień na kamieniu” ani stalinowski pomysł na nową, proletariacką stolicę na Śląsku. W tamtych czasach hasło „Cały naród buduje swoją stolicę” cieszyło się autentycznym poparciem społeczeństwa.

I znowu jesteśmy w czasach PRL-u.

Bo od tego nie uciekniemy. To książka o tamtej rzeczywistości, tamtych czasach, trudnych zwłaszcza dla inteligencji. Suzin opisuje boje z cenzurą, z twórcami tzw. „nowej świeckiej tradycji”, kiedy nie pozwalano nawet na zwroty „Dobry wieczór państwu” czy „Dobranoc państwu”, tylko zalecano „Dobry wieczór drodzy widzowie” itd. Jednak mimo biedy, braków w zaopatrzeniu, codziennej szarości ludzie budowali swój świat i się nim cieszyli. We wstępie Olga Lipińska napisała: ”Szczęśliwa!? W PRL-u? Z Gomułką!? Tak, bardzo mi przykro, ale bywałam w PRL-u szczęśliwa”. I to wcale nie oznacza gloryfikacji realnego socjalizmu tylko nostalgię za czasami młodości. Suzin bardzo szczerze i dowcipnie, z przymrużeniem oka opisuje warunki, w jakich rozwijała się nie tylko telewizja, ale i cały kraj, bo kamery były świadkami najważniejszych wydarzeń. Dla wszystkich, którzy chcieliby wrócić pamięcią do postaci znajomych z ekranu jak i dla młodego pokolenia zainteresowanego przeszłością „Nieźle się zapowiadało” to lektura obowiązkowa.



JESTEŚMY CZŁONKIEM
POLSKIEJ IZBY KSIĄŻKI

Zapisz się do newslettera
i bądź na bieżąco!